okładka

okładka
O moich wnętrzach, pomysłach i inspiracjach, o kawałku mojego życia, części mnie samej, procencie moich marzeń i pierwiastku mojej duszy...

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Trochę farby i szlifierka, czyli mała metamorfoza barku kuchennego i półki na książki

No bo ja NIE MOGŁAM już dłużej na niego patrzeć. Naprawdę. Nie, żeby był jakiś znowu strasznie brzydki, czy niefunkcjonalny, ale… no NIE PASOWAŁ i tyle!
Wzięłam więc za chabety nieboraka i zawlokłam do garażu. Oszczędziłam mu szlifowania, bo w zasadzie lakierowany to on chyba nigdy nie był i od razu potraktowałam farbą. I to porządnie. Szarą i białą – no bo jakżeby inną :-) I tak oto powstał, zupełnie nowy, mebel kuchenny! :-) Taki, który nareszcie pasuje do reszty i nie powoduje drgania mojej górnej powieki, gdy na niego patrzę. :-)











Kolejna pacjentka niestety nie uniknęła już szlifierki - ale czego się nie przechodzi dla lepszego wyglądu. ;-) 

Zwykła, nudna, drewniana półeczka, dostała trochę białej farby i odżyła! :-) Pomimo tego, że pierwotnie miała mieć wygląd czysto biały, to podczas szlifowania, zbytnio spodobały mi się te malutkie przecierki, żeby z nich zrezygnować. :-)














Eh! Aż szkoda, że mebelek jedzie do mojej mamy, bo idealnie wkomponował się w przestrzeń sypialni. :-)
Do zobaczenia!


środa, 14 stycznia 2015

Smak dzieciństwa, mikro-przedpokój i moje małe Bullerbyn :)

A no taki zagmatwany dziś tytuł, bo wszystkiego po trosze :)
  

Smak dzieciństwa, bo:
  
  Spojrzałam ostatnio na duużą paczkę herbatników, które stały już jakiś czas na blacie, a że właśnie przekładałam w szafce pojemnik z kaszą manną przypomniał mi się pewien SMAK - smak małej kakaowej kosteczki, z dwóch stron otoczonej rozmiękłymi herbatnikami. :) Ślinka naciekła mi do ust i nawet nie zauważyłam, jak już gotowałam manną i układałam na blaszce herbatniki. :)
Wierzcie bądź nie, ale było tak dobre, że na drugi dzień musiałam zrobić KASZAKA jeszcze raz ;-)




  Zapewne wszyscy znacie ten banalny przepis, ale tak dla przypomnienia:

- 1 litr mleka
- 1 kostka masła
- 1 szklanka kaszy manny
- 2/3 szklanki cukru
- 3 płaskie łyżki kakao
+ polewa czekoladowa (standardowa z masła, cukru pudru i kakao)

  Po zagotowaniu mleka z masłem, cukrem i kakao, dodajemy kaszę manną i mieszamy około trzech minut. Wylewamy całość na ułożone wcześniej w foremce herbatniki i wierzch przykrywamy kolejną warstwą herbatników. Na koniec polewa i gotowe!

Mikro-przedpokój, bo:

  Bo jest mikro, a postanowiłam go pokazać, ponieważ podczas sprzątania garażu, odnalazła się półka wraz ze wspornikami, co do której mieliśmy już wątpliwości, czy ją w ogóle kiedykolwiek kupiliśmy :) - a że musiałam mieć miejsce do realizacji moich zmyślnych planów dotyczących przeróbek pewnych mebli, wspaniałomyślny mąż postanowił zrobić swojej zwariowanej żonie miejsce do popisów. :) I znalazła się półka. Istniała sobie spokojnie gdzieś w czeluściach naszego bezdennego garażu, tylko najzwyczajniej jakiś milion innych rzeczy ją zasłaniał. I wsporniki się znalazły. I jeszcze dwie kolejne półki ze wspornikami. :) I wieszak na kurtki. I jeszcze kilka wieszaków. I tak oto po czterech latach, uznałam wreszcie przedpokój za skończony. :)














Moje małe Bullerbyn, bo:

  Bo je mam i chciałam je Wam pokazać. :) Kiedy wieczorem zapalę w nim świeczki to naprawdę wygląda jak mała szwedzka wioseczka. :)






  A tak z niespodzianek, to szykuję się do pokazania Wam mojej małej metamorfozy jednego z dwóch foteli, które kupiłam w sieci, ale to jeszcze chwila, bo drań nabity jest zszywkami jak robokop i niełatwo się z nim współpracuje. :)

Do następnego wpisu Kochani!



czwartek, 8 stycznia 2015

Kilka starych, nieoheblowanych desek i nogi - Czyli jak tanio i szybko uszczęśliwić męża :) I jeszcze trochę świątecznych klimatów.

No tyle właśnie wystarczyło. Kilka starych, leżących już drugi rok na dworze desek, które były pozostałością po rusztowaniu i ikeowskie nogi. Taka kompozycja absolutnie wystarczyła, aby mój mąż ze szczęścia, przez kilka kolejnych dni gotował nam obiady i na każde zawołanie wbijał gwoździe, nawet tam, gdzie wcześniej wbić ich nie chciał J No ale czego się nie robi z miłości! J
  Zaczęło się od tego, że ów mąż, nie miał gdzie podziać się ze swoim sprzętami: monitorem, laptopem, aparatem, stacją dokującą, myszką, tabletem graficznym, lampką i… łooo matko, czego tam jeszcze nie było! I miotał się tak ów biedak ze stołu w kuchni, na ławę w salonie, do mini biurka w pokoju gościnnym i nigdzie mu dobrze nie było, bo wszędzie było za ciasno. Postanowiłam więc zakończyć te jego katusze i pomimo ograniczonego budżetu wymodzić coś, co w końcu pozwoli biedakowi osiąść gdzieś na stałe. No i znalazłam. W ogrodzie, pod drewutnią J. Stare, brzydkie, pocięte i gdzieniegdzie oblane betonem DECHY od rusztowania. Mimo swojej paskudności, miały jednak w sobie coś, co nie pozwoliło mi ich tam zostawić, otóż: wszystkie odcienie SZAROŚCI! No więc wzięłam te paskudy do garażu i zaczęłam harce z papierem ściernym. Tu przycięłam, tam podszlifowałam (niewiele, bo chciałam zostawić na widoku fakt, że dechy są po przejściach), na koniec wtarłam chyba z pół kilo wosku i voila! Tylko dodać nogi i gotowe!
  Mój ukochany mąż nie widział w tym jeszcze tego, co widziałam ja i minę miał nietęgą, ale że jest dobrze wychowany, nic nie powiedział i zabrał się do przykręcania desek do zakupionych wcześniej nóg. No i gdy skończył, zakochał się. Tak jak ja. W tym biurku J Teraz ciężko go stamtąd wygonić, pomimo tego, że to miejsce pod schodami J









  Taka właśnie jest historia naszego biurka. Lubię jak rzeczy mają swoją historię J

  A z takich przyziemnostek - Czy wam też już sypią się choinki? L Nam niestety tak, choć tą dużą jeszcze trzymamy, to gałązki na kominku całkiem już nam wyłysiały. Musiałam więc trochę inaczej go zaaranżować. Oczywiście wciąż w jak najbardziej świątecznym klimacie J








  I jeszcze kilka migawek z sypialni. Coś mnie w tym roku na te szyszki wzięło J




  Do usłyszenia kochani!